piątek, 15 marca 2013

Testy przekąski dla psów - Brit Softies - zwierzakowo część II


Jakiś czas temu wspominałam Wam razem z częścią I, że co pewien czas będą pojawiać się posty z tematyki czysto zwierzęcej. Jako że mój pies zajmuję szczególne miejsce w moim sercu, nie mogłoby go również zabraknąć na blogu. Dlatego gdy Internetowy sklep superzoomarket zaproponował mi kontynuację współpracy, nie miałam serca odmówić. Tym razem dostałam 3 rodzaje przekąski marki Brit, które w mgnieniu oka zniknęły z ciasteczkowej puszki mojego czworonoga.





Przysmaki Brit Softies dostałam w trzech wersjach smakowych oraz o różnym przeznaczeniu - dla wzmocnienia kości i stawów, dla poprawy wyglądu sierści i skóry oraz dla wzmocnienia witalności. Podoba mi się ten podział - z łatwością dopasujemy produkt do wymagań naszego czworonoga. Muszę również zaznaczyć że urzekł mnie ich kształt! - serduszka, krzyżyki i głowy piesków :). Zapoznałam się również ze składem, bo jest on dla mnie najważniejszy - ciastka są bogate w kwasy omega3 , co bardzo mi się spodobało.



Ciasteczka były przeze mnie wykorzystywane jako nagroda oraz jako pomoc w uczeniu Arona sztuczek. Powiem Wam że miałam mieszane uczucia, czy przysmaki sprostają podniebieniu psiaka, bo jest on dość wybredny i nie gustuję w przetworzonym jedzeniu. Jednak myliłam się, Aron zajadał je śliniąc się przy tym niemiłosiernie:). Które najbardziej mu zasmakowały? Zdecydowany faworyt to Brit Softies Hair& Skin. Być może to przez zapach, który był najbardziej intensywny ze wszystkich 3 opakowań. Podoba mi się to że przysmaki są półmiękkie, zamknięte w małych saszetkach ( nie zdążą wyschnąć zanim pies zje wszystkie) oraz przysmaków na rodzaje przeznaczenia. Aron dobrze tolerował zjadanie odpowiedniej ilości dziennej - nie zauważyłam by to wpłynęło jakkolwiek na jego układ pokarmowy:). Wielkość jak dla jego dość dużego pyska jest akuratna, dla mniejszych piesków trzeba będzie je podzielić -ale to nic trudnego , bowiem przysmaki są dosyć miękkie. A ponieżej dowód na to jak Aronowi smakują ciasteczka Brit Softies. Obydwoje dziękujemy Internetowemu sklepowi superzoomarket za przysmaki!





czwartek, 14 marca 2013

Co mi wpadło w oko - przegląd serii Jeunesse od HB cosmetics.


Jakiś czas temu pisałam Wam o serii próbek którą dostałam od HB cosmetics. Bardzo spodobał mi się pomysł przesłania całej serii w małych kilku mililitrowych pojemnościach, bo dzięki temu wiem jakie produkty spełniają moje oczekiwania.  Seria Jeunesse jest naprawdę ciekawa, spośród około 15 preparatów wybrałam 4 które zasłużyły na brawa i są moim strzałem w dziesiątkę, być może i waszym :).W mojej kolekcji ulubieńców znalazły się peeling, emulsja ziołowa, krem cytrynowy oraz maska-peeling z kwasami AHA.


Zaczynając od początku. Emulsja ziołowa to coś co najbardziej mnie zaskoczyło, nigdy nie włączałam tego typu preparatów do codziennej pielęgnacji, teraz żałuję. Emulsja jako połączenie aktywnych składników ziołowych ma usuwać wszelkie zanieczyszczenia z twarzy, penetrować skórę i przygotować ją na przyjęcie kremu. Ekstrakty ziołowe działają bakteriostatycznie i zapobiegają powstawaniu niedoskonałości. Dużo dobrego zdziałał na mojej skórze ten preparat - niesamowicie uczucie odświeżenia, oczyszczenia. Po użyciu czułam jak z mojej twarzy dosłownie schodzą wszelkie zanieczyszczenia, a pory się odblokowują. Myślę że jest to najlepszy preparat z całej serii.


Krem cytrynowy, którego próbka starczyła na 10 dni, stosowałam zaraz po użyciu emulsji ziołowej, muszę przyznać że idealnie z nią współgrał.  Krem zawiera ekstrakt z cytryny, owsa,  oliwę z oliwek i masło kakaowe. Dobrze się wchłania, nie jest tłusty. Po 10 dniach nie mogę wam jeszcze przedstawić pełnych efektów, ale lubiłam moją twarz rano po nałożeniu kremu - była nawilżona, jędrna a koloryt wyrównany. Myślę że przy stosowaniu regularnym koloryt skóry znacznie by się poprawił. Trzecim preparatem jest delikatny peeling w formie żelu. Jest bardzo delikatny, nadaję się dla skóry wrażliwej. Drobinki złuszczające pochodzą z bulwy azjatyckiego konjacu. Spodobał mi się bo nie podrażniał mojej delikatnej skóry nawet na policzkach, miał piękny zapach, a moja skóra po nim nie była dodatkowo wysuszona.


Ostatnia z serii wybrańców jest maska - peeling Aha.  Jest to specjalny peeling z biologicznymi kwasami Aha bez złuszczających drobinek. Zawiera ekstrakty kwasów cytrusowych oraz ogórków połączonych z naturalnym kwasem mlekowym. Peeling stosowałam raz w tygodniu ponieważ jest dość mocny. Pod wpływem substancji czynnych maska usuwa zrogowaciał naskórek, po zabiegu skóra jest delikatnie zaczerwieniona, ale nie podrażniona - nie piecze i nie swędzi. Na drugi dzień po wykonaniu maski-peelingu skóra jest naprawdę czysta, świeża , delikatna.Rewelacyjny peeling, został niewątpliwie moim ulubionym!.

wtorek, 12 marca 2013

Dalszy ciąg mojej miłości do olejów - olej z orzechów makadamia


Przedwczoraj pisałam Wam o olejku Bio-oil. Wiele z Was w komentarzu wyraziło swoją opinię że olej jest po prostu za drogi. Dziś więc przedstawiam Wam tańszy, a równie skuteczny olej z orzechów makadamia. Oleje mają praktycznie takie samo działanie i wskazania do stosowania, różnią się za to znacznie ceną.

Jakie zastosowanie ma olej z orzechów makadamia? Regeneruję skórę i włosy, zmiękcza naskórek, likwiduję cellulit, działanie doraźne w likwidacji blizn i rozstępów.



Jest to 100% czysty, zimnotłoczony ,certyfikowany olej. Nie ma żadnych dodatków chemii. Warto zwrócić również na opakowanie - ciemne szkło bowiem nie przepuszcza promieni słonecznych które mogą negatywnie wpływać na kosmetyki naturalne, tracąc swoje właściwości.  Jeśli nigdy nie miałyście okazji wąchać olejku makadamia to zdradzę Wam że pachnie on po prostu orzechami. Jest to naprawdę piękny zapach, który potem przez dłuższy czas możemy czuć na skórze.


Olej nakładam na przeróżne sposoby, by jak najlepiej Wam o nim opowiedzieć. Moje włosy bardzo go polubiły, nakładałam go na całą noc, a rano bez problemu dawał się zmyć nawet średnio mocną Alterrą. Włosy były po nim lśniące, nawilżone i łatwo się rozczesywały. Nie odnotowano podrażnień, swędzenia i innych :). Jednak podkreślę że moje włosy ogólnie bardzo lubią się z olejami i nie są wybredne. Nakładanie na twarz i ciało również miało miejsce - olejek dobrze się rozprowadza, wchłania się troszkę gorzej niż Bio-oil i rano odczuwam potrzebę wejścia pod prysznic, choć nie jest tak bardzo tłusty jak inne oleje które stosowałam. Olej działa bardzo szybko - już po pierwszej aplikacji poczujemy różnicę, szczególnie jeśli chodzi o nawilżenie i gładkość skóry. Nawet po prysznicu i "zmyciu" nadmiaru olejku moja skóra nie wymaga balsamu. Co do cellulitu i rozstępów - tu pewnie wymaga to dłuższego stosowania, ale skoro poprawia się jędrność i elastyczność skóry to jestem pewna że ma to wpływ również na cellulit. Na twarzy zaś zauważyłam wyrównanie kolorytu, nawilżenie i o dziwo znaczne zwężenie porów i zmniejszenie skłonności do niemiłych niespodzianek. ( nawet przed okresem- ani jednej).


Jak widzicie olejek jest naprawdę rewelacyjny no i ma na dodatek odpowiednią cenę. Za 14,50 dostaniemy 50 ml, zaś za 27 zł 100 ml. Także porównując na tym tle Bio-oil wypada niestety blado. :) Olejek dostaniecie tu: sklep internetowy e-fiore.


Dodatkowo dziś odebrałam przesyłkę ze sklepu emako.pl dlatego też postanowiłam zorganizować dla Was mały quiz. Konkurs odbywa się tylko na moim fb, więc zapraszam serdecznie Was tam. Jest bajecznie prosty- wystarczy że zgadniecie co wybrałam z asortymentu sklepu emako.pl i napiszecie swój wybór w komentarzu pod postem na fb.



niedziela, 10 marca 2013

Bio-oil - czyli olejujemy się na całego!


Jakiś czas temu o paru miesiącach skusiłam się na sławny już za granicą ( u nas troszkę mniej) olejek bio-oil. Troszkę byłam sceptyczna, bo wiadomo jak coś jest do wszystkiego to jest... no właśnie. Przekonała mnie jak zwykle promocja, i takim oto sposobem jestem już w trakcie drugiej buteleczki. Chcecie sprawdzić czy sławny i reklamowany olejek sprawdził się u mnie i spełnił choć jedną obietnicę producenta?

Producent bowiem obiecuję dużo - olejek ma działać i przeciwdziałać powstawaniu rozstępów, rozjaśniać blizny, wyrównywać koloryt skóry oraz odmłodzić i nawilżyć naszą skórę. Dzięki połączeniu kilku olejów oraz tajemniczego składnika  PurCellin oil  otrzymujemy olejek prosto z Afryki ( jako miejsce wyrobu składników podawana jest Afryka).



Olejek dostępny jest w dwóch pojemnościach, ja mam tą mniejsza czyli 60 ml. Bio -oil stosuję już równy miesiąc , przez ten czas zużyłam już 1,5 opakowania. Pierwsze co polubiłam to zapach - pachnie ładnie ziołowo, nie chemicznie i nie na tyle mocno by mogło to drażnić. Druga i jedna z istotniejszych zalet to aplikacja i wchłanianie- w tym olejek nie ma sobie równych. Pozostawia na skórze delikatną warstwę oleistą, jednak taką która nie "przylepia" się do ubrań czy nie zostawia śladów na ubraniach czy pościeli. W nocy gdy nakładałam olejek na uda i pupę nie towarzyszyło mi nieprzyjemne uczucie lepkości i klejenia. Po pobudce olejek jest całkowicie wchłonięty przez naszą skórę, nie mam potrzeby natychmiastowego prysznica- jak to było w przypadku olejów zimno-tłoczonych, surowych. Ponoć to właśnie składnik zwany PurCellin oil odpowiada za łatwą aplikację i wchłanianie .



Jeśli chodzi o obietnicę... tak polubiłam się z tym olejkiem. Najbardziej pokochałam za poranne uczucie nawilżenia skóry ud, na pewno w okresie letnim będzie niezastąpiony. Po miesiącu zauważyłam również wyrównanie kolorytu skóry, zyskała zdrowszy, promienny wygląd - wygląda nawet jakby była troszkę bardziej opalona:). Jeśli chodzi o rozstępy - istniejących u mnie nie zlikwidował, ale nie byłam tym zawiedziona bo dobrze wiem że żadne kremy i balsamy nie mogą zlikwidować już powstałych rozstępów - nie da się bowiem od zewnątrz naprawić pęknięcia włókna kolagenowego. Z ciekawości zaś zaczęłam stosować go na bliznę na łydce ( oparzenie od jazdy na motorze) i po codziennym smarowaniu blizna stała się o jakieś 2 tony jaśniejsza - zobaczymy co będzie dalej, ponieważ producent zaleca 3-miesięczną kuracje dla uzyskania pełnych efektów.



Olejek ma jednak jedną wadę - jest bardzo mało wydajny. Jedna butelka która w regularniej cenie kosztuję 35 zł starczyła mi na 2,5 tygodnia. Przy czym stosowałam go raz na noc na skórę ud i pupy.  Robiąc krótkie podsumowanie 3 miesięczna kuracja to koszt ok. 180 zł, a więc nie mało. Mimo to osobiście będę do niego wracać bo widzę naprawdę pozytywne efekty jego stosowania.