sobota, 26 października 2013

Małe pomysły na przedświąteczny szał - wspieramy talenty

Czas płynie nieubłaganie.. dopiero co skończyło się lato a my już wyczekujemy świąt i pierwszego śniegu. W tym roku odpowiedzialnie postanowiłam zacząć zaopatrywać się w prezenty dużo wcześniej by nie przeżyć szoku zarówno finansowego jak i z powodu tłumu ludzi biegających po sklepach i strachu z obawy że ostatnia paczka nie zdąży dojść przed świętami.

Dziś moja pierwsza propozycja na niezwykły prezent dla przyjaciółki, siostry, mamy. Nie drogim kosztem możemy sprawić oryginalny i co najważniejsze niepowtarzalny prezent. Dziś natknęłam się na stronę niezwykle utalentowanej dziewczyny która robi biżuterię. Moim zdaniem wyróżnia się spośród innych i warto wspomóc jej talent tu: KLIK

Oto niektóre z jej projektów













Ceny zabójcze- wahają się w granicach 10 zł. Odrazu uprzedzam pytanie nie jest to wpis sponsorowany, nie dostałam w zamian żadnej bransoletki, ale z pewnością zamówię kilka sztuk :)

niedziela, 22 września 2013

Kawa z rana - o orzeźwiającym peelingu na zimowe poranki


Kto z nas nie ma problemu z wyjściem spod cieplutkiej kołdry gdy temperatury spadają poniżej 10 stopni? Ciężko się wtedy obudzić, otworzyć oczy i zmusić się do jakiejkolwiek aktywności. Pomóc w tym nam może kawa - ale nie w filiżance, tym razem pod prysznicem!






Peeling Marion to mój numer jeden wśród peelingów do codziennego stosowania. Ma on nieduże drobinki którymi oczywiście nie podrażnimy sobie skóry. Mocniejszy zdzierak polecałabym raz na tydzień. Co wyróżnia ten peeling spośród masy innych? Zapach. Niezwykle realistyczny, niczym ziarna świeżo palonej kawy.Idealny pod prysznic na zbliżającą się jesień. Może nawet zamiast kolejnego kubka capuccino? Peeling możecie kupić w dobrej cenie tu : klik , za całe 6,40 zł.




poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Idealny drobiazg na ostatnie podrygi lata - balsam opóźniający odrastanie


Wiem, jestem trochę opóźniona z tym postem, bo lato dobiega już niestety końca i sezon odkrytych , opalonych nóg również. Niemniej jednak taka informacja przyda się również na następny sezon, warto więc zapamiętać nazwę i przeznaczenie produktu o którym mowa. Nawilżający balsam opóźniający odrastanie włosów. Trafiłam na niego przypadkiem, a właściwie został mi dorzucony do zamówionej przesyłki z Ives Rocher jako gratis za zamówienie powyżej określonej kwoty. W przeciwnym razie w czystym sumieniem przyznaję, że nie skusiłabym się na niego, bo poprostu nie wierzyłam w takie preparaty. 



Główny składnik mleczka to wyciąg z tarczycy, i to właśnie on ma być odpowiedzialny na opóźnianie wzrostu włosów. Nawilżanie zaś przejoł sok z agawy.  Dodatkowo wyłowiłam w składzie dość wysoko jeszcze olej sezamowy oraz magniferynę.  Plusem jest że balsam nie zawiera parafiny. 



Konsystencja średnio gęsta, raczej w stronę rzadszej. Przyjemnie się rozsmarowuję i wchłania, nie pozostawiając lepiącej i śliskiej warstwy. Po paru minutach nogi są widocznie nawilżone, ale nie wyczujemy na nich obecności mleczka.  Zapach delikatny, praktycznie niewyczuwalny.



No i działanie. Przyznam szczerze, że byłam zaskoczona i przepraszam z całego serca za moje niedowierzania. Zdjęcie nr 1 zostało zrobione po ok 30 godzinach bez użycia balsamu, drugie już z użyciem go od razu po depilacji, oraz drugi raz na noc. Jak widzimy różnica jest ogromna, nie jest to jednak efekt wieczny, na 3 dzień włoski zaczęły już się pojawiać. Mimo to idealny preparat na weekendowe wyjazdy gdzie nie chcemy marnować dnia na powtórną depilację.

środa, 24 lipca 2013

Małe oświadczenie .


Witam Was dziś po raz drugi. Poczułam się w obowiązku wystosowania do Was pewnego oświadczenia. Ostatni post został usunięty, pewnie oczekujecie wyjaśnień. Krótko i na temat: Firma JM&Spa Wellness zdecydowała się rozstrzygnąć sprawę konkursu polubownie. Odbyłam rozmowę telefoniczną z Panem Kamilem. Wszystko zostało wyjaśnione i załatwione. Bardzo cieszę się z tak szybkiego i konkretnego odzewu ( wymieniać e-maile to jednak nie to samo co rozmowa). Przyznaję więc że firma zachowała się rzetelnie. Mam nadzieję na brak takich nieporozumień w przyszłości i że teraz wszystko będzie już tak jak powinno.

wtorek, 2 lipca 2013

Majowa paczka od JM Spa&Wellness


Przyszła pora na kolejną paczkę od JM Spa&Wellness. Tym razem firma zaskoczyła blogerki, powiększając asortyment sklepu, głównie o pielęgnacje w postaci znanych nam drogeryjnych marek. Do testów dostałyśmy dwa kremy firmy GP oraz pumeks. Osobiście ucieszyła mnie zawartość paczki, ponieważ sole jeszcze stoją w łazience, a kremy do rąk i stóp ZAWSZE się przydadzą w każdej ilości.


Do testów dostałyśmy zarówno krem do rąk jak i stóp. Pumeks był miłym małym dodatkiem. I od niego zacznę , kilka słów. Wykonany z materiałów pochodzących z morza martwego. Nie ma zapachu, jednak troszkę się kruszy i bieli. Jednak przy docelowym użyciu nie ma to większego znaczenia , bo mokry nie pozostawia żadnych śladów. Jest dość mocny,wielkość idealnie mieszcząca się w dłoni. Cena też jest jak najbardziej na plus. Pumeks w cenie 2,50 możemy znaleźć tu: klik



Krem do stóp, którego głównym celem jest odświeżanie i ochrona suchej skóry stóp również sprawdził się nadzwyczaj dobrze. Jedynym minusem wyczuwalnym (dosłownie) dla mnie jest zapach. Jest lekko eukaliptusowy, kojarzony typowo z kosmetykami antybakteryjnymi. Wiem, że zapach jest związany z funkcją kosmetyku, rzeczywiście działa antybakteryjnie i odświeżająco więc nie uznaję tego za minus. Szybko się wchłania, jest dosyć gęsty, o zielonym pastelowym kolorze. Przy nakładaniu towarzyszy nam miłe uczucie chłodu, co jest przyjemne szczególnie latem.Polecam szczególnie zastosowanie po wyjściu z sauny czy basenu w celu zdezynfekowania stóp i ochrony przed grzybicą.  Krem znajdziemy tu w cenie 5,60 zł klik


Drugi produkt to krem do rąk w którym pierwsze skrzypce gra aloes. Krem ma bardzo lekką konsystencję, bardzo szybka się wchłania, jest więc idealny do stosowania na co dzień, wiele razy dziennie o każdej porze dnia :). Nie ma wyraźnego wyczuwalnego zapachu, skóra nie lepi się po zastosowaniu, jest miękka i nawilżona dzięki zastosowaniu składnika aktywnego jakim jest aloes oraz kompleksu witamin A,E,D. Krem w cenie 5,40 zł znajdziemy tu: klik



wtorek, 11 czerwca 2013

Żyję i mam się dobrze - o kilku drobnostkach z życia.


Od jakiegoś czasu mniej mnie tu. Mimo to postanowiłam się zmobilizować i zacząć znów być regularna. Pogoda mi  sprzyja - nic tylko siedzieć z laptopem pod kołdrą. Raz burza , raz deszcz potem znów burza albo dla odmiany ulewa. Jako że ostatnio posucha w nowościach kosmetycznych, pokaże Wam małe umilacze tych pochmurnych dni.


Dlugo wyczekiwany, milion razy przemyślany zakup. Sporo czasu zajęło mi rozmyślanie czy aby na pewno to nie zbyt duża fanaberia. Jednak rozsądek zszedł po jakim czasie na drugi plan  i pod wpływem impulsu ( i małej zniżki) jest już u mnie. Piękny, mój mały prezent dla samej siebie. Sławny t-shirt z żukiem od Macieja Zienia jest już mój.




Donoszę również wszem i wobec że w empiku ( niestety niewiem czy tylko u mnie w mieście ale podejrzewam że nie) trwa wspaniały wyprzedaż na produkty 2nd floor. Zniżka 50% obowiązuje na wszystko.  Są to typowe babskie, słodkie pierdółki w równie przesłodzone wzorki. Ja zdecydowałam się na ramki i obrazek. Za te trzy rzeczy zapłaciłam 20 zł. Do wyboru są jeszcze poduszki ( jestem pewna że po nią wrócę), różne wzory i kolory ramek, wazony, lampki nocne i inne zakurzacze:)



Nie obyło się również bez skorzystania z promocji w Sephorze ( -40%) . Zrekompensowałam sobie tymi zakupami przegapienie zniżki w Rosmannie. Zrobiłam zapasy eyelinera i tuszu do rzęs. A wy  skorzystałyście z tej promocji?


niedziela, 26 maja 2013

Paczka nr II - Kwietniowa przesyłka od JM SPA&Wellness



Jakiś czas temu odebrałam już drugą przesyłkę w ramach współpracy z drogerią internetową JM SPA&WELLNESS. I tym razem jestem bardzo zadowolona, ponieważ produkty trafiły w mój gust i oczekiwania - szczególnie jeden z nich, ale o tym za chwilę. Oto co zawierała paczka nr 2 .



Znalazło się zarówno coś do pielęgnacji, coś dla umilenia wieczornych kąpieli oraz coś typowo higienicznego.  Pierwszym produktem jest sól do kąpieli o pięknym zapachu Orchidei.  Produkt to dość duże kryształki, które jednak bez problemu rozpuszczają się w wodzie - musimy tylko uważać by na początku na żadnym nie usiąść ;). Zapach który unosi się podczas kąpieli jest niezwykle delikatny, ale wyczuwalny. Ten zapach do złudzenia przypomina mi pewne znane perfumy, jednak za nic nie mogę sobie przypomnieć które. Sól nie podrażnia podczas kąpieli, nie wpływa negatywnie na skórę, jest raczej typowym umilaczem dla naszych zmysłów. Sól możecie dostać tu: KLIK



Drugim produktem jest małe mydełko arganowe. Jak możecie zauważyć na zdjęciu jest naszpikowane delikatnym  złotym brokatem. Pięknie mieni się w słońcu, a pachnie niezwykle delikatnie - zapach jest praktycznie nie wyczuwalny. Mydło dobrze się pieni, nie wysusza skóry , wręcz przeciwnie nawilża i pozostawia na skórze delikatny błysk- właśnie w postaci tego małego dodatku brokatu. Nie jest jednak to efekt sztuczny i śmieszny - nie bójmy się, nie będziemy się świecić jak bombka :). Mydełko do dostania tu: KLIK



Najlepsze zostawiłam na koniec - z taką formą balsamu/masła spotkałam się po raz pierwszy. Masło bowiem zapakowane jest w przepiękną muffinkę!. Rewelacyjny pomysł - na prezent, bądź dla siebie . Oprócz walorów wizualnych, są także aspekty praktyczne - ważniejsze przecież. Masło jest bardzo gęste, dosyć ciężko się rozprowadza , jest dosyć "tępe" i tłuste. Jest to masło shea, więc nie ma się co dziwić, a efekty przewyższają trudności techniczne. Skóra po wsmarowaniu masła na noc ( nie polecam go na dzień, jest za ciężkie) rano jest niezwykle delikatna, plastyczna, miękka. Dodatkowo moja muffinka była porzeczkowa, tak więc moje nogi pachniały przez całą noc nieziemsko i słodko. Warto się przyjrzeć temu produktowi , skład za tą cenę jest niezwykle zachęcający : masło shea to ponad 80%, dodatkowo mamy tu 6 olejów, brak parafiny, parabenów . Polecam serdecznie wszystkim Wam które chcą przygotować nogi do szortów. Tu znajdziemy babeczki z masłem : KLIK

Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Olea Europaea Oil ,Cera Alba, Argania Spinosa Kernel Oil, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Prunus Amygdalus Dulcis Oi, Persea Gratissima ( Avocado )Oil, Vitis Vinifera (Grape)Seed Oil, Parfum, Tocopheryl Acetate, Ascorbyl Palmitate, Lecithin, Limonene, Citral .



sobota, 18 maja 2013

Wielki come back - wracam do Was ze zdwojoną siłą z przeglądem nowości.


Wracam do Was po prawie miesiącu nie czytania. Skruszona obiecuję poprawę i przyrzekam nie zostawiać już Was na dłużej, oj nie. Dziś nocny przegląd nowości. Nie jest to oszałamiający wynik, ale napewno warto wspomnieć co ostatnio zostawił u mnie Pan kurier. Bez zbędnych ceregieli. Zapraszam.



Pierwsza całkowicie niespodziewana i do tej pory niezidentyfikowana przesyłka. Czy może któraś z blogerek również dostała szampon oraz olejek arganowy i oświeci mnie w temacie?:). Druga przesyłka to już kolejna paczka ze współpracą z JM Spa&Wellness. Dostałam sól do kąpieli, muffinkę z masłem shea, która niestety straciła opakowanie w transporcie ale i tak uważam ją za niezwykle udany wynalazek kosmetyczny.




 A ten przepiękny wiosenny rozweselacz to prezent od sklepu decosowa. Ich wyroby możecie kupić na allegro, ja ze swojej strony mogę je Wam polecić ze szczerego serca - pufy są porządnie wykonane, same możemy wybrać materiał , wzór i kolor, a dodatkowo dostajemy wypełnienie do pufy w razie jakby nam się zdeformowała. Moją odrazu ukradła mi młodsza siostra- jest nią wprost oczarowana. Obejrzyjcie wyroby decosowa tu: KLIK


A to już moje zamówienie z Yves Rocher. Skorzystałam z ostatniej promocji gdzie całe zakupy obejmowała 50% zniżka. To była świetna okazja i już teraz poluję na kolejną. Możecie nie wierzyć ale ten cały zestaw łącznie kosztował mnie tylko 65 zł! . Niestety podkład okazał się ciut za ciemny, więc będzie do mieszania z innymi,ale i tak jestem bardzo zadowolona.




I na koniec pochwalę się Wam się, dziś mija 25 dzień codziennych treningów, i już teraz powiem Wam że WARTO. Jeśli któraś z Was jeszcze się zastanawia to podpisuję się pod tym rękami i nogami. Obydwoma. Do dzieła! :)

wtorek, 23 kwietnia 2013

O najwydatniejszym micelu jaki miałam - czyli ziołowy płyn od firmy URODA



Jeszcze do niedawna żyłam w przekonaniu że nie znajdę micela lepszego od mojego ukochanego fioletowego Burżuja. Niestety, a może i stety z racji braku Rosmanna w pobliżu zdradzałam ukochanego z lepszymi i gorszymi braćmi. Żaden z nich jednak nie podbił mojego serca na dłużej i nie lądował na mojej toaletce po raz drugi. Aż do teraz. Znalazłam godnego następcę - dodatkowo w lepszej cenie, co miło mnie zaskoczyło. Mowa o ziołowym płynie micelarnym marki Uroda który znajdziemy w Naturze.


Płyn ma trzy zadanie : Oczyszczać, łagodzić i pielęgnować. Polecany do cery wrażliwej i delikatnej -czyli idealnie dopasowany do mojej wiecznie czerwonej i podrażnionej skóry. Głównym składnikiem jest melisa która ma zadanie łagodzić uspokajać i regenerować naszą skórę. Dodatkowo chroni przed działaniem promieni słonecznych i chroni przed działaniem wolnych rodników.  Pozostałe drugoplanowe preparaty aktywne to wyciąg z zielonej herbaty która nawilża, uelastycznia oraz działanie przeciw starzeniowo oraz prowitamina B5 która jest znana głównie ze względu na właściwości łagodzące.  Co mnie najbardziej zaskoczyło podczas używania tego płynu? Przede wszystkim wydajność. Płynu używam już od ponad miesiąca - minimum raz dziennie zmywam podkład, tusz, eyeliner.  Na zdjęciu poniżej widzicie jego zużycie - połowa! Podczas gdy burżuj starczał mi na 3 tygodnie!. Płyn świetnie zmywa makijaż , rzeczywiście koi , nie powoduje podrażnień i zaczerwienienia. Nie szczypie w oczy, a nałożony na twarz natychmiast ją uspokają. Dodatkowo przemawia za nim cena - ok. 9 zł.


wtorek, 16 kwietnia 2013

Kąpiel z pieprzem - sól do kąpieli od JM Spa&Wellness


Jakiś czas mnie nie było - za co was przepraszam, ale inne obowiązki przewyższyły chęć pisania do Was. Ale teraz wraz z wiosną powracam do Was ze zdwojoną siłą , większą dawką humoru i optymizmu. A jeśli o poprawie humoru mowa, chciałabym przedstawić Wam mój ostatni umilacz kąpieli. Zasługuję na swoje miano - zdecydowanie. Przedstawiam Wam kozie mleko z dodatkiem pieprzu .


Jak widzicie mleko zamkniętę jest w przepięknej szklanej buteleczce, udekorwane drewnianym serduszkiem i przewiazane kokardką. W tym momencie przypominam że już za miesiąc jest dzień Matki - może chcecie obdarować swoją mamę takim prezentem? Jestem pewna że się ucieszy!. Z tego co się zorientowałam ta mieszanka to nowość - połączenie drzewa cedrowego i pieprzu. Dość niespotykane połączenie jak na dodatek do kąpieli, ale jakże bardzo udane!. Kosmetyk pachnie dośc mocno w opakowaniu, dlatego nie należy się za bardzo zaciągać bo grozi nam uduszenie i kichanie przez następne godziny :).  Jednak już połączeniu z wodą zapach zmienia się na delikatny i wypełnia całą łazienke. Do czego go porównać?  Mi osobiście przypomina troszkę zapach perfum - absolutnie nie jest słodki, raczej mocny, egzotyczny.


Mleko rozpuszcza się w kąpieli całkowicie, troszkę zmętniając wodę .Drobinki pieprzu się nie rozpuszczają, pływają sobie obok nas. Kosmetyk nie podrażnia skóry i nie powoduję swędzenia ( a uwierzcie zdarzyło mi się to nie raz przy różnych preparatach do kąpieli). Zapach utrzymuje się spokojnie przez całą kąpiel, a nawet jest wyczuwalny w łazience długo dłużej. Mleko delikatnie nawilża naszą skórę, ale nie pozostawia tłustej warstwy. Mimo to konieczne jest użycie balsamu po kąpieli, zresztą w mojej opini preparaty tego typu powinny służyć jedynie do umilania kąpieli, nie do pielęgnacji :). Mleko możecie kupić w sklepie internetowym tu: KLIK.

wtorek, 9 kwietnia 2013

Efektima - oczyszczanie wspomagane białą glinką.


Jakiś czas temu pokazywałam Wam mini zestaw dwóch maseczek które dostałam od firmy Efektima. Dziś przyszła pora na zieloną wersję - czyli maseczkę oczyszczającą. Jak i w poprzedniej wersji nie rozczarowałam się, chociaż przyznaję że maska nawilżająca bardziej dopasowana jest do mojej cery.



Maseczka zamknięta jest w bardzo zachęcającym, kolorowym opakowaniu. Już wspominałam że cała linia graficznie bardzo przypadła mi do gustu. Maska starcza na jedno zastosowanie, a nałożenie jej nie sprawia trudności. Jak pewnie wiecie maski z dodatkiem glinki zastygają na twarzy tworząc delikatną skorupkę. Należy uważać na otoczenie, ponieważ maska może się troszkę osypywać jeśli mamy wysoko rozwiniętą mimikę:). Nie podrażnia, nie powoduję zaczerwienień, mimo mojej wrażliwej cery. Co prawda mam to szczęście że niedoskonałości na mojej twarzy zdarzają się dosyć rzadko i mam cerę mieszaną więc przy używaniu skupiłam się głównie na dwóch aspektach - oczyszczaniu i absorbowaniu zanieczyszczeń. Chciałam sprawdzić także czy maska nie wysusza i czy poprawi się po niej mój nierówny koloryt. Producent jako dodatkowe efekty obiecuję regeneracje i  ukojenie.



Jak widzimy w masce główne zasadnie oczyszczające przejęła glinka - lubię ją w wersji białej, jest dobra dla wrażliwej cery. Co zauważyłam zaraz po zdjęciu maski? Przede wszystkim skóra była jaśniejsza - a więc koloryt się poprawił. Zniknęły zaczerwienia i nierówności. Dodatkowo poprawił się poziom nawilżenia , skóra była elastyczna, gładka i bardzo przyjemna w dotyku. Gołym okiem można było zauważyć zdrowszy i bardziej promienny wygląd, miałam wrażenie że maska rzeczywiście ściągnęła i wyciągnęła z moich porów wszelkie zanieczyszczenia. Efekt utrzymuję się około 3-4 dni, po tym czasie należałoby powtórzyć zabieg.


A Teraz sprawa techniczna. Jakiś czas temu od marki Donegal dostałam paczuszkę do testów. Były w niej jak może pamiętacie również takie naklejki. Niestety nie mam okazji, umiejętności jak i paznokci by wykonać to cudo i zaprezentować Wam. Dlatego pomyślałam że Wy mi pomożecie. Pierwsza osoba która w komentarzu wyrazi chęć przetestowania wynalazku dostanie ode mnie naklejki. Warunkiem jest opublikowanie recenzji w czasie do dwóch tygodni. Link do niej umieszczę w poście na swoim blogu.



niedziela, 7 kwietnia 2013

Przygotowanie skóry do lata part I - Maska Siarczkowa


Wszystko idzie w dobrym kierunku, by już nie długo zrobiło się wreszcie ciepło, zielono i pięknie. Jednak zanim ten czas nadejdzie i będziemy mogły wskoczyć w nasze sukienki i szorty warto się na to porządnie przygotować. Jak? Ja swoją kurację zaczęłam już jakieś 3 tygodnie temu wraz z zestawem ktory otrzymałam od firmy Sulphur . Dzisiejszy post jest pierwszym postem z dwóch, w drugim kóry ukaże się za około tydzień pokażę Wam efekty mojej miesięcznej kuracji. Oto pierwszy produkt:



A co właściwie jest? Jest to maska do ciała, która zawiera wody siarczkowe. Umożliwia nam to korzystanie z jej dobroczynnych właściwości bez konieczności wizyty w uzdrowiskach. Możemy w ten sposób zrobić sobie uzdrowisko we własnej wannie. Maska polecana jest do skóry z problemami : likwiduję cellulit, zmniejsza rozstępy, nawilża, zmniejsza pękanie, rogowacenie naskórka oraz poprawia ogólny koloryt skóry. Można ją stosować zarówno w wannie jak i pod prysznicem, więc może się nią cieszyć każda z nas:). Nakładać należy na wybrane części ciała ok. 3 razy w tygodniu, kuracja trwa minimum 3 tygodnie.




Dziewczeta, odłóżcie na bok kremy na cellulit i rozstępy dostępne w drogeriach, wypełnione chemią. Przed Wami niekwestionowany hit który pozwoli Wam cieszyć się pieknym ciałem bez efektu wychłodzenia, rozgrzania i innych wynalazków z kosmosu. Zastanawiacie sie jak stosowąć maskę? Moim sposobem z racji posiadania wanny było nałożenie maski na całe nogi i pupę na 10 minut, po czym zanużenie się w ciepłej wodzie na kolejne 20 minut.  Firma proponuję również rozwiązanie z prysznicem - należy na 20 minut nałozyć maskę poczym zmyć ciepłą woda. Ważne by po kąpieli nie wycierać sie mocno, tak by preparat został na naszej skórze. Zapach maski jest bardzzo przyjemny - trochę obawiałam się , bo tego typu kosmetyki raczej nie pachną. Tu zapach przypominał mi troszkę męskie perfumy - jest dosyć mocny ale nie drażniący.  Powyżej na ręce możecie zobaczyć jaką mniejwięcej warstwę maski nakładałam.


Jakie efekty dała maska? Na początku zaznaczę że są to efekty długofalowe i wymagają czasu - po pierwszym użyciu możecie jedynie odczuć większy poziom nawilżenia. Za to po miesiącu efekty przedstawiają się zupełnie inaczej. Przede wszystkim moja skóra znacznie się uspokoiła - zawsze borykałam się z małymi krostkami po goleniu nóg - po miesiącu problem ten zniknoł całkowicie. Poziom nawilżenia wzrósł, nogi są wyczuwalnie gładsze w dotyku. Pozytywnie zaskoczył mnie poziom ujędrnienia - w ostatnim czasie zaniedbałam ćwiczenia i moje nogi były w słabszej formie - maska pozwoliła na to by moje lenistwo nie odbiło się na wygladzie moim nóg, skóra jest spręzysta i elastyczna. Jeśli chodzi o cellulit- występował u mnie w naprawdę niewielkiej postaci - dzięki ujedrnieniu i "ściągnięciu" skóry nie widać go już gołym okiem, bez strachu będe zakładać krótkie szorty:). Jednak mimo to najważniejszy był dla efekt tej regenracji która towarzyszyła zabiegowi - czuję i widzę że moja skóra jest zdrowsza, bardziej promienna, nie przesusza się i rzadko co ją podrażnia.

Ważna jest tu również dla mnie prostota wykonania takiego zabiegu - wystarczyło pół godziny 3 razy w tygodniu by osiągnąć efekt który "cudowne" kremy obiecują po około 2-3 miesiącach regularnego stosowania. Przekłada się to jak wiemy również na cenę. Kosmetyki Sulhpur znajdziecie w aptekach.

środa, 3 kwietnia 2013

Najlepszy spośród najlepszych - olej arganowy


Olej Arganowy to rzecz tak dobrze znana każdej szanującej się "kosmetocholiczce" jak uczniowi ołówek :). Znamy dobrze jego wspaniałe właściwości, sprawdza się niemal w każdej dziedzinie poczynając od włosów a kończąc na stopach. Dziś chciałam przedstawić Wam mojego ukochanego przyjaciela który jest ze mną od paru tygodni i z przykrością muszę stwierdzić że przyjdzie nam się niedługo pożegnać.



Mój olejek pochodzi ze sklepu internetowego e-fiore. Mam ogromne zaufanie i mogę z czystym sercem polecić Wam dostępne tam oleje. Są dobrze przechowywane w ciemnych butelkach ze szkła ( nie kupujmy olejku w opakowaniach plastikowych, przeźroczystych bo po nasłonecznieniu tracą swoje dobre składniki). Szczelne zaknięcie gwarantuję nam również, że bakterię nie miały wstępu do olejku. Jedyne małe "ale" to dozownik. Jeśli chcemy nałożyć olejek na większą część ciała ( w moim przypadku to włosy) to musimy nieźle się natrząść buteleczką, bo wylatuję po jednej kropelcę :)


Powyższą buteleczkę wykorzystałam naprawdę na wiele sposobów. Część poszła na włosy, cześć na  twarz, pozostałość zaś na ręce i paznokcie. A jak przedstawiają się efekty na poszczególnych częściach ciała? O tym za chwilę. Chciałabym Wam jeszcze opowiedzieć o lepkości, gęstości i wchłanialności - olejek jest dosyć rzadki i mniej lepiący od pozostałych olejków które miałam przyjemność testować. Nie pozostawia tak tłustej warstwy jak np różany czy makadamia i o wiele szybciej się wchłania. Nie zostaję na ubraniach czy na poduszcę podczas spania "w nim" :).


Włosy - tu olejek sprawdza się doskonale , jest to chyba mój ulubiony olej do włosów. Nie tworzy skorupy nawet po całej nocy i spokojnie można go zmyć jednym umyciem nawet Alterrą. Włosy są nawilżone, błyszczące. U mnie poprawiła się także łamliwość oraz wzrost włosów - rosną na potęgę odkąd je olejuję. Olejek stosowałam także na twarz, głównie by porównać go z olejkiem różanym. Niestety przegrał wojnę. Różany sprawdził się lepiej, jednak nie jest powiedziane że u Was również tak będzie. Ja skupiłam się głównie na efektach wyrównania kolorytu - bo tu wygrał zdecydowanie różany po którym twarz była wyraźnie jaśniejsza. Nawilżenie było porównywalne u obu olejków. Kolejnym aspektem były usta- nie wiem czy Wy to również praktykujecie ale ja 3 razy w tygodniu na noc na usta nakładam sporą ilość olejku. Dzięki temu nie mam wokół nich suchych skórek, są jędrniejsze, nawilżone i mam wrażenie że pełniejsze. Zauważyłam również że po dłuższym stosowaniu usta naturalnie się błyszczą. Końcówkę olejku wsmarowałam w skórki i paznokcie - zmniejszyła się łamliwość , paznokcie nabrały blasku, kolor stał się bardziej wyrazisty, biała końcówka paznokcia jest wreszcie biała a nie przeźroczysta.

Jeśli i Wy macie ochotę na ten olejek zapraszam Was do sklepu internetowego-fiore.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Wyniki wiosennego rozdania


Wpadłam tylko na chwilę między świątecznym śniadaniem a kolacją:).Obiecałam Wam wyniki rozdania, wiem że czekacie z niecierpliwością. Maszyna losująca wybrała jedną z Was. Z racji naprawdę wielu zgłoszeń mam dla Was niespodziankę, oprócz nagrody głównej którą było pudełeczko shiny box postanowiłam nagrodzić jeszcze 2 z Was małymi kosmetycznymi niespodziankami. Ale do rzeczy - oto wybrane.


Miejsce I - Magdalena B z bloga  magicwordcherry.blogspot.com/
Miejsce II -  Nika88 z bloga http://one-more-dress.blogspot.com/
Miejsce III - frania.f. z bloga  The-Vanity-Life.blogspot.com

sobota, 30 marca 2013

O 50% porażce od Lovely - Cienie w kompakcie


Rzadko znajdujecie u mnie posty dotyczące kolorówki. Postanowiłam to poniekąd zmienić chociaż cienie to nadal nie mój najlepszy przyjaciel. Dziś będzie o jednym z nielicznych zakupów kolorowych, kupionych przyznaję pod przymusem- po prostu na szybko potrzebowałam ciemnych tonów. Czy takie spontaniczne zakupy okazały się strzałem w dziesiątkę?


Cienie zamknięte są w niedużym okrągłym pudełeczku. Do kompletu dostajemy jeszcze mały pędzelek jednak moim zwyczajem zgubiłam go po trzecim dniu - zresztą i tak nie byłby mi potrzebny, takich pędzelków nie traktuję jako narzędzie do makijażu. Cienie są w formie zbitych, bardzo twardych kulek. Średnia opcja jak dla mnie, ciężko nałożyć odpowiednią ilość pędzelkiem.

Cienie nazwane są rozświetlającymi i słusznie. Posiadają delikatne drobinki które nadają blask. Jednak utrapieniem jest nakładanie ich i zbieranie pędzelkiem. Bardzo ciężko nałożyć odpowiednią ilość którą będzie w ogóle widać na powiece. Ciebie zbijają się praktycznie w jedną całość ( głównie 3 ostatnie kolory są po nałożeniu praktycznie nie do rozróżnienia). Musiałam naprawdę nabierać ich kilka razy abyście mogły zobaczyć tą różnicę na mojej ręce. Dają lekkie prześwity i napewno nie są mocno napigmentowane. Raczej przeważa tu owy "blask" i efekt rozświetlenia.


Co do trwałości - nie jest źle, ale nie jest też rewelacyjnie. Ciebie pozostawione na powiece wytrzymują parę godzin bez poprawek, nie mają tendencji do osypywania się. Polecałabym je tylko w aspekcie rozświetlenia powieki czy kącików, jako jedyne cienie w makijażu są moim zdaniem za słabe i nie prezentują się korzystnie.


czwartek, 28 marca 2013

Olejek z owoców dzikiej róży - E-fiore - ukojenie dla skóry naczynkowej.


Na wstępie chciałam Was kochane przeprosić za kilku-dniową nieobecność. Niestety była spowodowana niezależnymi odemnie sprawami technicznymi - internet odmawiał posłuszeństwa i nie dałam psychicznie rady męczyć się z jednym wpisem dwie godziny. Teraz mam nadzieję wszystko wróciło do normy. Przychodzę dziś do Was z recenzją olejku różanego e-fiore. Stosuję go już od kilku tygodni i mogę już wystawić mu rzetelną opinię.


Zacznijmy od jego właściwości - olejek ma bowiem zbawienny wpływ na naszą skórę. Przede wszystkim regenerują ją o odżywia. Zapobiega i niweluje już powstałe płytkie zmarszczki, ujędrnia skórę oraz znacznie poprawia jej koloryt. Polecany jest do skóry naczynkowej. Ja postanowiłam stosować go co drugi dzień na całą twarz i dekolt zamiast kremu. O butelce w jakich sprzedawane są oleje w sklepie e-fiore oraz o ich wadach i zaletach przetacie w poprzednich postach o olejku makadamia - przejdę więc od razu do efektów.



Moja skóra ma skłonności do rozszerzonych naczynek oraz nierównego kolorytu. To moja największa i w zasadzie jedyna zmora i niedoskonałość. Zawsze po nocy bez kremu lub innego wspomagacza rano budzę się z nierówną, czerwoną skórą.Nie wygląda to ani zdrowo, ani ładnie. Z pomocą przyszedł mi właśnie ten olejek- nałożony wieczorem powodował że rano mogłam cieszyć się świeżą, promienną skórą z wyrównanym, a raczej przywróconym do normalności kolorytem. Dodatkową zaletą było nawilżenie skóry, w którą olejek bardzo ładnie "wsiąkał" . Rano nie było konieczności zmywania go - skóra nie świeciła się ani trochę. Jedyny mankament w używaniu olejku jako kremu jest nasza fryzura- często włosy przylepiały mi się do twarzy i rano byłam zmuszona zafundowac im prysznic:) Więc jeśli zdecydujecie się na taką opcję nie klnijcie na mnie z rana!:) Olejek jest wydajny, butelka 50 ml przy używaniu codziennie powinna starczyć Wam na około 2 miesiące, a koszt to jedyne 27 zł.

piątek, 22 marca 2013

Przegląd poczty - nowości w mojej kosmetyczce i nie tylko.


Marzec obfituję u mnie w przesyłki i nowości kosmetyczce. Być może to dlatego że z utęsknieniem wypatruję wiosny i staram umilać sobie te chwile. Pewnie i wy macie dość zimy:). Zapraszam więc Was dziś na mój przegląd poczty , czyli o tym co wpadło w moje ręce w miesiącu marcu.



Słodka przesyłka którą obdarowała mnie firma CD. S.A miody zajmująca się produkowaniem pysznym polskich miodów - miodelka to mój niekwestionowany hit!- zdradzę Wam że jest przepyszny do naleśników.


Współpraca z marką Bandi. Mogłam wybrać sobie dowolny kosmetyk ze sklepu - mój wybór padł na złuszczający krem z kwasami. Ciekawy jak się sprawdzi, mam nadzieję że ładnie wyrówna mi koloryt i pozbędzie się niedoskonałości przed wiosną:) Oprócz tego dostałam mnóstwo próbek które z chęcią wypróbuję i wybiorę coś dla siebie.


Za pośrednictwem serwisu Bangla.pl dostałam cały komplet maseczek Efektima. Niektóre przetestuję ja, niektóre moja mama i siostra. Na tą chwilę mogę powiedzieć że bardzo przypadły mi do gustu opakowania - bardzo kolorowe, wiosenne.



Kolejna już paczka od sklepu e-fiore. Tym razem również zostałam obdarowana olejkami które uwielbiam - różany, który używam do cery na naczynka oraz arganowy który u mnie najlepiej sprawdza się na włosach. 




Zakupy część pierwsza- nowość na rynku szampony marki Joanna - z lnem i rumiankiem. Krem do rąk oraz mini żel pod prysznic Avril Lavigne - pachnie pięknie.



Mój ulubienic od Bourjois powrócił do łask. Jednak nie dla mnie inne micele. Krem na dzień Noni Care - aktualnie Rossman oferuję całą serię w cenie 10 zł. Krem ma świetny skład, ciekawe jak z działaniem. Używałyście?


Tylko do jutra trwa konkurs organizowany przez JM Spa&Wellness. Brać udział mogą tylko rekomendowane blogerki które współpracują z marką. Jeśli jesteście wśród nich, proszę o głosy jeśli mój blog się Wam podoba! :) Głosowanie odbywa się na fb firmy.

środa, 20 marca 2013

Maskara Lovely - czy tani tusz może być dobry?


Tusz do rzęs to to co każda z nas ma w kosmetyczce pewnie w ilości 1+. Przez moją przewinęło się ich pewnie kilkaset, jedne gorsze, lepsze, droższe, tańsze. Do pewnego czasu byłam wierną zestawowi z Sephory ( eyeliner + tusz), jednak po przeczytaniu wielu pozytywnych recenzji o marce Lovely postanowiłam zaryzykować i kupić tusz w oszałamiającej cenie 8,99 zł .Czy tusz który kosztuję tylko tyle może być ideałem?


Zacznijmy od szczoteczki, która jest w dość specyficznym kształcie. Jak dotąd zawsze wybierałam te proste z wyraźnie zaznaczonymi ząbkami, więc już na początku miałam opory przed używaniem maskary Lovely, ale czy słusznie? Szczoteczka jest elastyczna, gumowa a jej kształt ma służyć podkręcaniu naszych rzęs niczym zalotka. Przyznam Wam że już po pierwszej próbie byłam zachwycona tym tuszem. 




Intensywny czarny kolor z łatwością pokrywa rzęsy, a szczoteczka dozuję go odpowiednią ilość tak by nie było efektu " pajączka".  Tusz nie skleja rzęs, ładnie je rozczesuję i wydłuża.  Tusz przez cały dzień nie osypuję się , efekt ładnie pomalowanych rzęs utrzymuje się aż do wieczora. Szczoteczka ma bardzo dobrą wielkość, ładnie dopasowuję się do kształtu całego oka pokrywając wszystkie rzęsy. Tusz przy codziennym użytkowaniu wystarczył mi na około 4 tygodnie - po tym czasie zaczął gęstnięć - uważam że wydatek 10 zł raz na miesiąc jest bardzo opłacalny. 



Powyżej widzicie efekty przed i po. Zaznaczam że rzęsy u dołu pomalowane są tylko jedną warstwą tuszu - dla wzmocnienia efektu spokojnie możemy nałożyć go 2-3 razy, nawet przy takiej ilości tusz nie sklei Wam rzęs.